Odra – Nysa 2019

Pod koniec lutego ponownie wybieram się w okolice pogranicza polsko-niemieckiego. Chcę przejechać się wzdłuż Odry po świetnej ścieżce rowerowej. Z dala od samochodów i miast.


W piątek po południu wsiadam w pociąg w Poznaniu i jadę do Zielonej Góry. Podróż trwa 1,5 godziny. O tej porze roku szybko robi się ciemno i o godzinie 18.00 jest już noc. Wysiadam w Zielonej Górze i widzę piękne wyremontowane i zadbane miasto. Błądzę chwilę po starówce i trafiam po chwili poszukiwań do City Butique Hotel, gdzie mam zarezerwowany nocleg. Obsługa hotelu pozwala mi zostawić rower bezpiecznie w piwnicy.

Zjadam kanapkę i idę na piechotę do decathlonu kupić jakąś kurtkę na trasę, bo mam tylko puchówkę, a to za ciepły strój na dłuższą trasę. Wybieram całkiem przyzwoitą kurtkę zimową, biorę nowe okulary przeciwsłoneczne, bo stare są już nieźle porysowane i wracam do hotelu.

O 5 rano budzi mnie budzik za ścianą, który dzwoni co 10 minut. Jestem nieźle wku..wiony, bo ktoś śpi jak zabity albo nie ma go w pokoju. Telefon dzwoni co 10 minut. W końcu zmęczony usypiam i wstają o 6:30. Pakuję się błyskawicznie i jem śniadanie. Szybko wskakuje na rower i za chwilę jestem na dworcu. Wsiadam do pociągu w kierunku Zgorzelec i jadę do Żar.

W żarach wysiadam około 8:40, włączam GPS, wskakuję na rower i ruszam w kierunku Gubina, gdzie planuję wjechać na trasę Odra – Nysa. Do przejechania mam ok 50 km. Po drodze mam często bruk, drogi leśne i polne. Jedzie się nieźle, ale miejscami muszę się nieźle wysilić zwłaszcza na leśnych piaszczystych fragmentach.

Do Gubina dojeżdżam w porze obiadu, zjadam szybko coś w Makdonaldzie i jadę dalej. Przede mną prawie sto kilometrów. Przekraczam granicę i wjeżdżam na ścieżkę ciągnącą się wzdłuż Odry. Trasa jest doskonała w niemieckim stylu. Równa, dobrze oznaczona. Mam lekki wiatr w plecy i jedzie się doskonale. Wieczorem dojeżdżam do Frankfurtu nad Odrą. Przejeżdżam na polską stronę. W Słubicach robię zakupy w biedronce i jadę polną drogą w kierunku Pensjonatu Leśniczówka, gdzie mam zarezerwowany nocleg. Ostatni kawałek jest najcięższy tego dnia. Jestem już zmęczony, jest noc, w nogach 140 km. Do tego droga wiedzie przez pola i jest grząska. Wreszcie dojeżdżam do leśniczówki. Załatwiam sprawy na recepcji. Obsługa mówi ze wschodnim akcentem. Pakuję się do pokoju, biorę prysznic i idę zjeść kolację. Usypiam błyskawicznie.

Wstaję o 7 i szybko pakuję się. Zjadam duże śniadanie w hotelu i wymeldowuję się. Tym razem omijam pola i jadę krajówką do Słubic, to tylko 8 km, a ruch w niedziele rano jest minimalny. Przekraczam granicę i ruszam na północ. Jest cieplej niż wczoraj. Jedzie się dobrze. Świeci słońce, wiatr zachodni. Mijam małe niemieckie miasteczka, są położone o kilka kilometrów od trasy rowerowej, ale mieszkańcy zachęceni świetną pogodą tłumnie spacerują po trasie. Dzwonię dzwonkiem co chwila, ale Niemcy są zorganizowani i grzecznie i sprawnie przepuszczają mnie. Jedzie się doskonale. Pojawiają się też pierwsi sakwiarze. Poprzedniego dnia nie widziałem ani jednego. W połowie dnia robię naradę z moim wozem technicznym. Moja żona przyjedzie po mnie wieczorem do Szczecina, a jeśli nie będę w stanie dojechać, to będziemy się zdzwaniać. Ostatecznie udaje mi się dojechać do Cedyni. Czekam na żonę, jem kolację w restauracji na rynku. W końcu przyjeżdża samochód techniczny pakuję się i wracam.

Pozostaje trochę niedosyt, że nie dojechałem do Szczecina, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Trasa jest świetna dla osób, które lubią jeździć po rozległych, niekończących się przestrzeniach. Słyszałem od znajomych, że trasa jest monotonna, ale dla mnie nie była nudna. Świetnie się bawiłem i planuję jeszcze w tym roku przejechać całość od gór do morza.